Jędrzej zrobił na Jamnej w naszym ogrodzie dwie kaplice wiklinowe. Ileż było zachodu z tą wikliną i tymi rzeźbami… Ale kiedy przebywam wśród rzeźb, kaplic i gniazd Jędrzeja Stępaka, to w głowie śpiewa się sama ta właśnie piosenka Marii Lamers z Krakowa… Ogrody, moje ogrody… Bo ogrody Jędrzeja są również moje.
Dają przeżycie bliskości, spotkania, zapraszają do wnętrza. Ich zapach może być zapachem rodzinnego domu. Mojego domu. I dlatego są to zawsze moje ogrody.
Bo są z wikliny, czegoś naturalnego. Bo nie wyglądają, jakby byty zrobione przez człowieka, ale jak coś naturalnego wyrastającego z ziemi, często jak coś zastanego. Ich kolor, niezależnie od tego, czy wiklina jest okorowana, czy też nie, tak naturalnie harmonizuje z różnymi odcieniami zieleni, pośród której się znajdują i dla której są naturalnym odniesieniem i oparciem, że stanowią swoistego rodzaju niszę naturalną i ekologiczną dla psychiki i ducha ludzkiego. A udekorowane kwiatami podnoszą nas jeszcze o kilka stopni… ofiarowując nam wzniosłość.
Ofiarują dużo ciepła, spokoju i dobra. Ich zamknięta, a równocześnie otwarta przestrzeń zaprasza wędrowca, by przystanął… by zatrzymał się i porozmawiał albo by pomilczał. Chyba ważniejsze, by pomilczał… Robione w skupieniu i ciszy rzeźby z wikliny. Świątynie, katedry, kaplice, płoty czy też gniazda ptasie, meble, stoły, ławy czy fotele tworzą swoistego rodzaju krajobraz, wnętrze, gdzie zaszczuty człowiek czuje się u siebie. Gdzie odpoczywa, gdzie inaczej, tak jak w dzieciństwie, płynie czas…Mała ojczyzna… Moja Ojczyzna…
Rzeźby z wikliny, częściowo żywej i rosnącej, uzupełnianej w trakcie rośnięcia, wywołują niezwykle przychylny rezonans u przybysza, znużonego wędrowca. Dlaczego?
Bo zapraszają do dialogu.
Bo pierwotnie nadany kształt w żywej wiklinie prowokuje ich dalszy wzrost albo zanikanie, stały przyrost zaskakuje, zdumiewa… a nasze kolejne powroty zastaną formy Jędrzeja Stępaka już nieco odmienione, rozrosłe lub obumarłe. Początkowy, jednorazowy kontakt z dziełem prowokuje następne, po prostu zaprasza do następnych odwiedzin.
Wszyscy stale Jędrzeja pytamy:
– Jędrzeju, jak tam kwitną twoje ogrody, jak się modlą twoje kaplice???
– Nie wiem, muszę wreszcie tam pojechać i je zobaczyć…
Jego dzieła, nigdy nieskończone, wymagają kontynuacji, stałej pielęgnacji, zawierają możliwość ingerencji, dopowiedzenia. Przez długi czas utrzymują samego twórcę w pogotowiu. Ale dlaczego? Dlatego, że same mówią, prowadzśc dialog z człowiekiem. Mówią rosnąc… I z naszej strony oczekując odpowiedzi.
Dzięki ogrodom Jędrzeja odnajdujemy siebie w nowej przestrzeni, nabieramy do siebie dystansu, a ta nowa przestrzeń zaprasza i skłania do odmiany życia, pokuty, refleksji…
Właśnie słowo pokuta, asceza pojawia się w tej wiklinowej przestrzeni. Stąd ogrody Jędrzeja są ogrodami wiary, a także ogrodami nadziei… Jego ogrody uczą czekania, chociaż podniecają niecierpliwość, znowu pragniemy do nich powrócić, znowu pragniemy w nich przebywać, rozmyślać i modlić się.
W ogrodach Jędrzeja Stępaka na drzewach zauważyć można ptasie gniazda. Te gniazda chronią rzadkie już dzisiaj ptaki, których śpiew jest najczystszą ciszą… Dlatego ogrody Jędrzeja przynoszą nam cząstkę utraconego raju…