3 czerwca 1998 roku, na placu świętego Piotra w Rzymie, Ojciec Święty, Jan Paweł II koronował obraz Matki Boskiej Jamneńskiej – Matki Bożej Nadziei. Ten Obraz, jak i korony, to cała historia.
Obraz kazałem namalować Małgosi Sokołowskiej z Poznania, na pamiątkę wydarzenia, jakie miało miejsce 24 września 1944 roku, kiedy naprzeciw nacierającym na wieś Jamna oddziałom niemieckim wypchnięto z piwnicy kobietę, matkę z trójką dzieci i obrazem Matki Bożej. Ludzie bowiem wierzyli, że matce z dziećmi, a tym bardziej z obrazem Matki Bożej, nikt nie waży się niczego złego uczynić. Tymczasem została zabita jako pierwsza, a razem z nią jej dzieci. Obraz również postrzelono. Potem padali następni zabici. Wieś w wyniku pacyfikacji spalono. Nie podniosła się do dzisiaj. Partyzanci na Jamnej należeli nie do tych, co potrzeba, formacji wojskowych. Usiłowano zapomnieć o Jamnej i jej partyzantach. Późniejsze spotkania i nabożeństwa partyzantów w rocznicę bitwy na Jamnej były najpierw nielegalne, a później półlegalne. Zawsze odprawiane ukradkiem. Wieś jednak obumierała. W dusze ludzi zakradła się beznadzieja. Młodzi uciekali ze wsi, jak najdalej. Pozostali tylko starzy, jak gdyby czekając na śmierć.
I oto dwadzieścia lat po śmierci stryja, dawnego paleśnickiego proboszcza (bo do Paleśnicy, jako parafii należała Jamna), podczas bierzmowania młodzieży polskiej przez Ojca Świętego Jana Pawła II, w czasie VI Światowego Dnia Młodzieży w Częstochowie, przypomniano mi o Jamnej. ?To przecież cząstka parafii twojego stryja…? Archaniołem, zwiastującym mi tę nowinę, był, wcale pokaźnych rozmiarów, ojciec Tomasz Pawłowski, zwany w towarzystwie Kruszyną, dawny duszpasterz akademicki. Pojechałem tam z młodzieżą… I tam pozostałem. Przywiązałem się do tamtejszej ziemi i ludzi, a kiedy gmina podarowała nam ziemię, poczuliśmy się u siebie.
Ale jakoś nijako było nam bez Matki Bożej. Cudzą importować? Namalowaliśmy swoją ? Matkę Bożą Jamneńską, związaną z historią wsi i problemami młodzieży, koniecznie w zielonej sukience, kolorze nadziei. I taka piękną, że każdemu musi się podobać. Przez kilka lat wisiała w pokoiku, dedykowanemu Ojcu Świętemu, służącym nam za kaplicę. Tam zbieramy się na modlitwę.
Dalsze wydarzenia potoczyły się same, starałem się tylko je zrozumieć. Podczas rekolekcji akademickich w Katowicach, kiedy opowiadałem z entuzjazmem o Jamnej i obrazie matki Bożej, otrzymałem złoty pieniążek od pewnej starszej pani ze słowami: ?bo u nas za złote słowa płacimy złotem?. Innym razem, również w Katowicach, po rekolekcjach, otrzymałem garstkę złota od księdza Stanisława Puchały, duszpasterza akademickiego przy katedrze. Potem ludzie darowali mi rozmaite złote drobiazgi. Byłem bardzo wzruszony. Te drobiazgi to całe ludzkie historie, miłości, zawody i tragedie. Pierścionki, obrączki, kolczyki… Wszystko to wystarczyło na korony dla Matki Bożej i Jezusa. Czekałem na okazję.
Naszemu pragnieniu wyszedł naprzeciw Ojciec święty. Dwa razy w listach wspomniał o Matce Bożej Jamneńskiej. Ojciec Święty napisał 19 lutego 1998 roku: ? Niech więc Matka Boża Jamneńska wspomaga tę działalność wywodzącą się z Jamnej, Hermanic i Lednicy, i przyciąga młodzież do Swego Syna?. Na Wielkanoc tego samego roku napisał: ?Cieszę, się, że Lednica rośnie, a Ojciec Jan pełen zapału przygotowuje młodzież do niesienia wiary w Trzecie Tysiąclecie. Niech mu Pan Jezus błogosławi, a Matka Boża Jamneńska wspiera w tym trudzie?. Dla mnie to wystarczyło. To był sygnał do wszczęcia starań o koronację.
Sapienti sat. Pojechaliśmy do Rzymu z obrazem i koronami. Podczas audiencji generalnej Ojciec Święty z radością, własnoręcznie, wyli jak to się mówiło kiedyś manu propria, nałożył złote korony na skronie Matki Bożej i Dzieciątka. Matki Bożej Jamneńskiej, w zielonej sukience, kolorze nadziei. Cieszę się, że wtedy nie byłem sam, ale z młodzieżą, że był Staszek z Jamnej, nasz najbliższy sąsiad, który buduje dom. Pomyślałem wtedy, że dobrze by było wybudować jakiś skromny kościółek Matce Bożej, by miała się gdzie schronić. Nie zdążyłem jeszcze dobrze o tym pomyśleć, kiedy zjawili się ludzie oferujący pomoc przy budowie takiego kościółka. Pomyślałem wtedy, pierwszy cud ukoronowanej Matki Bożej Jamneńskiej.
Ale ten cud był tylko pretekstem. Najprawdziwszy kościół powstaje nie na Jamneńskim wzgórzu, ale w ludzkich sercach. Papieskie korony są tylko symbolem. Nie chodzi przeciecz o złote blaszki na głowach Maryi i Dzieciątka, ale o to, abyśmy się do niej przybliżyli i koronowali Ją naszymi czynami i naszym życiem.