W drodze 9/1998
W sierpniu już od kilku lat jeździmy na Jamną. Od chwili, kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II podczas VI Światowego Dnia Młodzieży w Częstochowie bierzmował młodzież świata, zaistniała w naszym duszpasterstwie zupełnie nowa jakość. W kilka miesięcy później dostaliśmy na własność od gminy Jamną. Dom, górę, ziemię i las… Po prostu: Górale Górze dali górę…
Pamiętam, jak dyskutowano, czy przypadkiem nie powtórzyć nabożeństwa, czy nie warto by przeżyć to wszystko jeszcze raz i dać się ponieść falowaniom pieśni Abba Ojcze! Byłem wewnętrznie absolutnie pewny, że odgrzewana zupa to nie to. My byliśmy już wtedy na Jamnej, na swoim. Tam stał nasz dom i trzeba było się nim zająć. Trzeba było domowi dać imię. Ojciec Marcin zwrócił mi uwagę, że dom powinien nosić imię jakiegoś świętego. Oczywistym się stało, że będzie to dom świętego Jacka. Pierwszego dominikanina Polaka. A potem cztery w nim pokoje: pierwszy mojego stryja, proboszcza w Paleśnicy, do której jako wioska należała Jamna, następnie Romana Brandstaettera, pisarza i przyjaciela, Ojca Świętego oraz duszpasterzy akademickich.
Nasz dom od samego początku wziął nas do galopu. Z początku myślałem, że będzie to chałupinka zamykana na kołek i takie sobie schronisko na wypady duszpasterskie z młodzieżą. Nic z tego. Ziemia ma swoje prawa i swój honor i swoje wymagania. Przywołuje nas do porządku. Zmusza do myślenia i do pracy. Zawsze jest coś do zrobienia, nie daje zasnąć. A jeśli my przyśniemy, budzi nas i ośmiesza.
Jamneński dom nauczył nas przede wszystkim jednego: odróżniania tego, co pomyślane, od tego, co rzeczywiście jest. Rozróżniania i odróżniania tego, co jest tylko myślą i istnieje w głowie, od tego, co istnieje naprawdę w rzeczywistości. I o co można się potknąć i zwichnąć nogę. W ten sposób stał się miejscem nauczania najprawdziwszej metafizyki.
Dom na Jamnej stał się również narzędziem wychowawczym i pedagogicznym. Boją się go ideolodzy i wszelkiego autoramentu gaduły. Doradcy wypowiadający „nie zapłacone” słowa. Kochają go młodzi ludzie z wyczuciem i głodem rzeczywistości, żyjący często dotychczas w fikcji. Tam naprawdę radujemy się tajemnicą stworzenia i własnymi rękami, dotykamy świata, który wyszedł z rąk Boga Ojca i Stworzyciela. Z początku wielu młodych pytało, co jest do zrobienia? Inteligenckie pytanie, co robić? – pojawiało się aż nazbyt często. Dzisiaj, po kilku latach gospodarzenia na Jamnej, takich pytań prawie już nie ma. Prawdziwi gospodarze zawsze wiedzą, co jest do zrobienia. Widzą po prostu, co jest do zrobienia i robią to bez pytania. Dlatego na Jamnej czuję się zawsze tak, jakbym własnymi rękami dotykał dziejów Ojczyzny, dziejów Kościoła, swojej własnej historii. A czując się odpowiedzialnym za kilka hektarów ziemi, czuję się odpowiedzialny za jakąś cząstkę mojej ojczyzny i cząstkę Kościoła, tzn. za ludzi, którzy po tej ziemi stąpają i na niej żyją. Czuję się odpowiedzialny za Boga w tych ludziach.
Miło patrzeć, jak z najemników i dzieci kiedysiejszej „peerelki” wyrastają gospodarze, umiejący wziąć odpowiedzialność za siebie, za drugiego, za kawałek ziemi. Umiejący posprzątać po sobie, zmówić pacierz i odnieść wszystko do Boga oraz przyjąć gości. To cieszy, napawa nadzieją, umacnia. Tak, dzieci sprzątają we własnym domu, dzieci w domu dziecka mają sprzątaczkę. Nasza Jamna jest naszym domem. Sprzątamy tam sami. Niedługo będziemy budować kościół…
Taką samą, bo własną grządką jest miesięcznik „W drodze”. To już trzysetny numer. Byłem w numerze pierwszym. I byłem w trzysetnym. To pismo w jakimś sensie mnie wychowywało. Zobowiązywało. Uczyło odpowiedzialności za tych, którzy się do mnie odzywali albo przynajmniej zechcieli mnie wysłuchać. Za nich wszystkich dzisiaj się pomodlę szczególnie. To przecież nasze pismo, to przecież moje pismo. Moja własność, która mnie zobowiązuje. Którą się dzielę z przyjaciółmi.
Po latach zrozumiałem, że własność prywatna jest zabezpieczeniem integralności osoby i jej godności. Nie wychowuję najemników, ale gospodarzy. Za czasów „peerelki”, gdy ktoś posiadał, to na pewno musiał być złodziejem i ukradł. Dzisiaj wiem, że posiadać, to znaczy wziąć odpowiedzialność i zaprosić do tego innych. Czekam zatem na Jamnej. Dom jest otwarty. Gość w dom, Bóg w dom!
Jan Góra OP