Mieszkanie dla Nadziei
Ukoronowanie przez Ojca Świętego Jamneńskiego Obrazu wyzwoliło nieprawdopodobny entuzjazm i radość. Burmistrz Zakopanego, który przez przypadek był w Rzymie, widząc tę eksplozję radości, obiecał 100m3 drewna na wybudowanie kościoła dla tego Obrazu. Drewna tego nigdy nie dał, ale dał coś więcej, chociaż niekoniecznie zdawał sobie z tego sprawę, dał impuls do budowy kościoła na Jamnej.
Na spalonej i wyludnionej Jamnej kościół? Dla kogo i po co? Kto go wybuduje?
I tak nie patrząc na czekające koszty, znalazłem się w Rzymie po kamień węgielny pod wymarzony kościół. Ojciec Święty poświęcił kamień, a potem mnie uściskał z taka miłością, że patrząc na to pp. Brzozowscy z Warszawy doznali ogromnego wzruszenia. Poruszeni serdecznością Ojca Świętego dla mnie, zadeklarowali pomoc przy budowie kościoła. Było to 25 listopada 1998. Niedługo potem dołączyli pp. Świderscy z pobliskiego Bieśnika.
Do poświęconego przez Ojca Świętego kamienia załączony był dokument:
PROT. N. 1761/98
ADMINISTRACJA BAZYLIKI ŚW. PIOTRA NA WATYKANIE
MY VERGILIUS KARDYNAŁ NOE
ARCHIPREZBITER PATRIARCHALNEJ BAZYLIKI WATYKAŃSKIEJ
PRZEWODNICZĄCY ADMINISTRACJI BAZYLIKI ŚW. PIOTRA
Na większą chwałę Bożą oraz ku czci św. Piotra Apostoła, zaświadczamy niniejszym pismem, że ofiarowaliśmy w darze cząstkę kamienia pochodzącego z grobu tegoż św. Piotra apostoła, która przewiązana taśmą i opatrzona ołowianą pieczęcią Administracji Bazyliki św. Piotra, złożona została w drewnianej skrzynce. Poświadczamy to podpisując niniejsze zaświadczenie.
Tę cenną i historyczną cząstkę, przeznaczamy jako ?kamień węgielny? dla przyszłego kościoła ku czci ?Najświętszej Maryi Panny Niezawodnej Nadziei? na Górze Jamneńskiej (w Polsce), a także jako znak jedności duchowej z kościołem Rzymskim, niech będzie zatem pomyślną zapowiedzią obfitych dóbr niebieskich oraz świadectwem synowskiego oddania wiernych wobec katedry świętego Piotra.
Dane w siedzibie Administracji Bazyliki św. Piotra na Watykanie, dnia 25 listopada Roku Pańskiego 1998.
Podpisał:
VERGILIUS KARD. NOE
ARCHIPR. PATR. BAZ. WATYKAŃSKIEJ
PRZEWODNICZĄCY ADMINISTRACJI BAZYLIKI ŚW. PIOTRA
W drodze 2 / 1999
Buty
Pojechałem do Rzymu po kamień węgielny i błogosławieństwo Ojca Świętego dla kościoła akademickiego na Jamnej. Rozpisałem się o tym poprzednio. Wróciłem z Rzymu obdarowany ponad miarę. W foliowej torbie trzymam skarb i nie mogę się z nim rozstać…
Papież od zawsze obdarzał mnie serdecznością. Jeszcze w moich czasach krakowskich, kiedy byłem klerykiem i służyłem Kardynałowi podczas mszy świętej do kadzidła.
Każdy gest czy zaproszenie z Jego strony, Jego najdrobniejsze dary wyzwalały we mnie wizje, nad którymi sam nie jestem w stanie zapanować. Hermanice, Jamna, Lednica. Wiedziałem jedno, że mnie to zobowiązuje. Każdy gest czy zaproszenie z Jego strony traktowałem jako zobowiązanie, jako umocnienie dla spraw mnie samego przewyższających. Zawsze też od Ojca Świętego coś dostawałem. Nie mówię teraz o listach, wzruszających i pięknych, podejmujących wszystkie nasze dzienne sprawy, sprawy młodzieżowe i duszpasterstwa akademickiego, ale często moje własne. Za każdym razem dostaję od Ojca Świętego jakiś prezent. Najczęściej bywały to różańce, którymi dzieliłem się później z najbliższymi. A oni brali je ze wzruszeniem do ręki i całowali. Ale od kiedy zaczęliśmy mieć dom na Jamnej, dostawałem najrozmaitsze przedmioty do pokoju gościnnego, czyli papieskiego. Najpierw dostałem świecznik z kości słoniowej. Musiał go dostać od Afrykanów. Później kielich ze stopą malachitową, który ojciec przeor zarekwirował mi i zatrzymał w poznańskim kościele. Ornat oraz drugi kielich trochę już brzydszy, ale od Papieża. Potem dwa drewniane pastorały. Ogromną świecę rzeźbioną z papieskim herbem i drugą świecę i krzyż nad Lednicę. Za tą świecą i za tym krzyżem weszliśmy w III Tysiąclecie, kiedy Ojciec Święty krążył w helikopterze nad Bramą III Tysiąclecia. Wreszcie Dzieciątko Jezus z drzewa oliwkowego… I jeszcze wiele, wiele drobiazgów. A gdy bywałem ze studentami, zawsze dostawałem na lody.
Najwięcej emocji dostarczyły mi otrzymanie piuski i laski papieskiej. A było to tak. Prosiłem Ojca Świętego o coś bardzo osobistego do naszego domu na Jamną, aby tam, gdzie jesteśmy u siebie, był z nami Ojciec Święty. Ojciec Święty śmiał się i żartował ? ?Dostaniesz po mojej śmierci.? ? ?Ależ gdzie tam ? broniłem się ? rozgrabią wszystko, a ja się nie dopcham. Ty, Ojcze, jesteś i będziesz świętym. Ty nie masz już wyjścia?. Papież śmiał się. Ale wychodząc z apartamentów papieskich, dostałem upragnioną piuskę. A nawet papieską laskę, drewnianą, niezwykle lekką, którą musiał dostać od jakichś Afrykanów, bo taka widzi mi się ta robota. Laska laską, ale najcenniejszą rzeczą jest to, że natychmiast nią dostałem od Papieża lanie. Tak na pożegnanie, profilaktycznie, na wszelki wypadek. Moja ostatnia wizyta.
– Co byś tym razem chciał od Ojca Świętego? – zagadnął mnie biskup Stanisław.
– Papieskie buty ? odpowiedziałem bez większego namysłu.
– Po co ci papieskie buty?
– Chciałbym, ażeby Papież chociaż mistycznie przybył do nas na Jamną, gdzie ma przecież swój pokój od samego początku istnienia domu. Nie mam też pewności, czy wejdzie w progi kościoła, który zamierzam wybudować. Więc chcę, aby dotarł w jakikolwiek sposób. A jeśli będę miał buty, to już nie znajdzie się człowiek, który będzie twierdził, że Ojca Świętego na Jamnej nie było.
Kiedy wychodziłem od Ojca Świętego z pobłogosławionym kamieniem węgielnym pod budowę kościoła akademickiego na Jamnej, biskup Stanisław przyniósł mi foliową siatkę. Wystawały z niej czerwone buty i jeszcze jakieś dwa futerały. Jakiż on wspaniały, pomyślałem sobie o biskupie Stanisławie. Zrozumiał. Nie obawiał się, zaufał. Wychodząc, przypomniałem sobie słowa z Księgi Izajasza proroka:
O jak są pełne wdzięku na górach
nogi zwiastuna radosnej nowiny
który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście,
który obwieszcza zbawienie,
który mówi do Syjonu:
Twój Bóg zaczął królować.
To przecież o Nim, pomyślałem. To przecież o Jego stopach pisał prorok. Myślałem o tym poemacie opiewającym nogi zwiastunów dobrej nowiny i wysłańców pokoju. Myślałem z radością i wzruszeniem, niosąc swoje skarby. Przekraczając progi papieskich apartamentów, natknąłem się na papieskiego fotografa Arturo Mariego, który akurat wychodził. Znamy się od lat. Spojrzał na moją zdobycz i powiedział: ?cóż, relikwie świętego?. Nic nie odpowiedziałem, skinąłem tylko głową, ponieważ obaj rozumieliśmy się bez słów.
W taki sam sposób na Jamną przybył Święty Jacek. Kiedy naśmiewali się ze mnie współbracia, gdy opowiadałem im z przejęciem, że przez Jamną przechodził Święty Jacek, krakowski przeor, chcąc ratować sytuację, podarował mi relikwie Świętego Jacka z podpisem kardynała Wojtyły.
Ze wzruszeniem spoglądałem na te buty z czerwonej skóry, wytarte, ale nie do końca. I myślałem o stopach Apostoła i o drodze, którą przebyły w służbie Ewangelii. Przecież On dociera aż na krańce świata. Tylko gdzie są dzisiaj te ewangeliczne krańce świata? Kiedy rozpakowałem foliowy worek, dostrzegłem jeszcze srebrny różaniec i złotą palkę, przykrycie na kielich. I znowu zostałem obdarowany nadspodziewanie. Ale na tym polega charakter łaski.
Kiedy po przyjeździe z Rzymu nagle i niespodziewanie zachorowałem na porażającą mnie grypę, pewna pani, która widziała papieskie buty w telewizji, natychmiast zadzwoniła do klasztoru:
– Niech Ojciec włoży na nogi papieskie buty. To święty. Wyzdrowieje ojciec natychmiast? Ale nie włożyłem. Wziąłem je tylko do ręki i wzruszyłem się bardzo, myśląc o stopach Pielgrzyma Ewangelii docierającego na krańce świata. Jednym z tych krańców jestem ja sam.
Pojechałem do Rzymu po błogosławieństwo i kamień węgielny dla jamneńskiego kościoła. Przywiozłem wszystko, czego pragnąłem. Nie wiem, czy uda mi się ten kościół wybudować, ale wierzę w to. A najważniejsze, że w jego progi wszedł już pierwszy Pielgrzym.
Jan Góra OP