Autor: Redakcja
Data publikacji: 03.12.2002 18:46

Wybraliśmy sobie Górę jako temat naszych warsztatów reporterskich, bo dziennikarzy. Ojciec Góra szczególnie drażni i prowokuje. Prowokuje, bo twierdzi, że wie. Można by zapytać Ojca Górę, co dlaczego jest przekonany, iż wie, czym nakarmić młodych, skoro badania socjologiczne wykazują niewielki wpływ moralnego nauczania Kościoła na przekonania młodzieży. Postanowiliśmy najść niedźwiedzia w jego mateczniku na Jamnej.

Szkoła Reportażu Collegium Civitas
www. reporter.edu.pl

Korzenie Góry

Justyna Misiurewicz
Jamna leży w Beskidzie Wyspowym, gdzieś w połowie drogi między Tarnowem i Nowym Sączem, w głębi archipelagu gór porośniętych lasami jodłowymi i bukowymi. Zimą wszystko przykryte jest tu śniegiem, który wygładza kształty, spłyca doliny i zaokrągla kontury. Krajobraz jak z bajki, łagodny, jakby narysowało go dziecko. Wiosną i latem ten sam krajobraz tonie w zieleni.

Marta Białek
Domy, w większości drewniane, wyrastają powoli, oddalone od siebie. Trudno powiedzieć, gdzie wieś się zaczyna, a gdzie kończy. Już na szczycie ze zniecierpliwieniem szuka się jakiegoś punktu odniesienia. Na niewielkim pagórku widać kościół nawiązujący do zakopiańskiego stylu. Jest jasny, kamienno-drewniany i sprawia, że chaotyczna przestrzeń wsi ma swoje centrum. Teraz wszystko jest za kościołem, przed, na prawo od niego. Niedaleko świątyni stoi pomnik poświęcony partyzantom i mieszkańcom wsi Jamna, którzy zginęli tutaj we wrześniu 1944 roku.

Małgorzata Zielińska
Od lata stacjonował w Jamnej batalion AK “Barbara” pod dowództwem kpt. Leliwy (Eugeniusz Antoni Borowski). To była ich baza wypadowa do akcji sabotażowych. Stali się tak dokuczliwi, że wojskom niemieckim nakazano zlikwidować problem. Do walki skierowano słynną dziś dywizję SS-Galizien. Okupanci otoczyli partyzantów na górze i, zaciskając pierścień, pchali ich coraz wyżej. Strategiczne położenie miało wzgórze 530, stanowiące jedyną drogę odwrotu. Dowódca 1 kompanii – “Mimoza” (Józef Rusecki) – otrzymał pod groźbą kary śmierci rozkaz utrzymania wzgórza do zapadnięcia zmroku.

Justyna Misiurewicz
Pomimo prawie dziesięciokrotnej przewagi Niemców żołnierzom “Barbary” udało się wyjść z okrążenia. Największe straty poniosła jednak wieś, licząca wówczas około 200 mieszkańców. Jamna została całkowicie spalona, a 27 osób bestialsko zamordowano.

Aneta Jezierska
“Niemcy przyszli do Marii Potokowej – opowiada Stanisław Potok. – W piwnicy jej domu ukrywało się kilkanaście osób. Maria wyszła do nich z dzieckiem na ręku, drugim u boku i z obrazem Matki Bożej. Pytali ją, gdzie ukrywają się partyzanci. Powiedziała, że ich nie widziała, więc Niemcy odeszli. W chwilę później usłyszeli strzały partyzantów.
Wrócili do Potokowej, zabili ją i jej dzieci. Ukrytym w piwnicy kazali wychodzić. Strzelali do wszystkich. Na koniec rzucili do piwnicy granat”.

Marta Białek
Po wojnie Jamna pustoszała. W latach sześćdziesiątych całą wieś chciano przesiedlić, a teren zalesić. Dopiero w 1967 roku postawiono pomnik ku pamięci poległych.

Marcin Bielecki
Do początku lat dziewięćdziesiątych Jamna umierała – bez planów na przyszłość: bez perspektyw, bez nadziei…

Małgorzata Zielińska
Ludzie nie wiedzieli, co będzie dalej. Nie wolno było mówić o Jamnej, bo zakazano wspominać o Armii Krajowej. Wieś, dobita przez władzę ludową, nigdy się z upadku nie otrząsnęła. A jednak dziś Ojciec Góra może powiedzieć: “Na spalonej przez wojnę ziemi, do wsi, z której odeszła nadz Michał Drzewieckiieja, powraca teraz nadzieja razem z wiarą, z Kościołem, z obrazem Matki Bożej”. Kilka metrów od pomnika poległych Góra rozpoczął budowę kościoła. Nowe zaczęło się w I991 roku od pieśni “Abba, Ojcze”, którą Góra napisał na światowy Dzień Młodzieży na Jasnej Górze. Podkreśla, że był wśród młodzieży, kiedy Papież udzielał bierzmowania. Sakrament tak go natchnął, dodał sił, że zapragnął zrobić w życiu coś nowego. Jechał właśnie ze swoimi wychowankami z Duszpasterstwa Akademickiego w Poznaniu na zimowisko do Zakopanego. Spotkał wówczas ojca Tomasza Pawłowskiego, który stwierdził, że nie na Krupówkach jest ich miejsce, tylko na Jamnej, gdzie jeszcze pamiętają jego stryja. Stryj Góry był proboszczem w pobliskiej Paleśnicy, a w Jamnej znajdowało się tanie schronisko. Góra ze studentami rzeczywiście zatrzymał się w tym schronisku, które okazało się ruinami podstawowej szkoły – pojedyncze ocalałe okna, żarówka wisząca na drucie. Zastanawiając się, co można zaproponować młodym w takim miejscu, załamany zszedł Góra na dół. Tam spotkał znajomych, od których dowiedział się, że istnieje możliwość przejęcia ruin, bo nie ma pomysłu, co dalej z nimi robić. Dwa dni później rozmawiał już z wójtem. Rozmowy trwały do marca. Gmina chciała dać im teren, ale tym razem klasztor nie chciał go przyjąć, nie dysponując funduszami na odbudowę. Góra w desperacji napisał list zawierzający do Matki Bożej i do św. Jacka – patrona zakonu dominikańskiego. Nad ranem zadzwonił telefon od znajomej. Dowiedziawszy się o kłopotach, wysłała natychmiast 1000 dolarów. I to był początek “Szkoły Wiary”.


DOM ŚWIĘTEGO

Marta Białek
U stóp kościoła w łagodnym zagłębieniu zaległa osada. Otoczona jest niskim drewnianym płotem z napisem “Republica Dominicana – teren prywatny”. Domy są jasne i ciemne, pokryte dwukolorową dachówką albo papą. Niektóre dopiero się rodzą, inne stoją już pewnie. Otoczona lekką konstrukcją płotu tworzy się osada, wieś we wsi , przestrzeń w przestrzeni. W samym środku stoi drewniany, rozłożysty budynek, dawna wiejska szkoła – schronisko.

Justyna Misiurewicz
Stanęłam przed drzwiami i przeczytałam napis: “Dom świętego Jacka – Szkoła Wiary”. Weszłam do środka i znalazłam się we wnętrzu czegoś, co nie było dworem ani chałupą, ale czymś pośrednim, na dodatek pełnym młodych ludzi, tak jakby mieszkała tu wielodzietna rodzina adopcyjna. Było tu trochę pańsko, trochę wiejsko, przytulnie, wszędzie panował porządek. Pomyślałam: “Ta rodzina odkłada rzeczy na miejsce”.
Bolała mnie głowa i wolno orientowałam się, gdzie znajdują się wieszaki, a gdzie czajnik i herbata. Nieświadoma wypowiedziałam słowo “herbata” – jak się okazało, lokalne zaklęcie. Natychmiast zostałam obsłużona. Przy kolejnej herbacie zrozumiałam, że domownicy są tu bardzo uczynni i że trzeba uważać z życzeniami. Pomyślałam, że jeśli wspomnę o cukrze, gotowi mi jeszcze posłodzić i pomieszać.
W jadalni zobaczyłam człowieka moczącego nogi – dziada ze wsi – trzeba użyć tego słowa, choć dziś już się tak nie mówi. Moczył nogi w wodzie, a dziewczyny mu je bandażowały. Dom świętego – dziwne miejsce; ni to dwór, ni to wiejska chałupa, właściwie plebania, ale i w pewnym sensie klasztor. Na ścianach obrazy, stare mapy. Portrety Marszałka Piłsudskiego, Franciszka Józefa, skrzyżowane szable, końskie rzędy. Wszędzie ludowe świątki. Sprzęty stare, od sasa do lasa, ale z duszą. Dziwne materii pomieszanie, ale zarazem styl oryginalny – styl Jamnej – Małopolska z Wielkopolską bez Kongresówki i do tego prawdziwa kaflowa kuchnia na węgiel.

Marta Białek
Słychać głosy, dużo głosów. Jest ciepło, pachnie rosołem i kaszą. Przy długim stole siedzi około 80 osób, młodzi, dzieci, grupa ludzi w średnim wieku. Przed każdym pełny talerz. Wszyscy wstają i mówią krótką modlitwę. Na końcu biorą się za ręce. Zanim usiądą, na ułamek sekundy bardzo mocna ściskają nawzajem swoje dłonie. To znak, impuls, przepływ energii. Po chwili znów słychać śmiech, rozmowy. Kasza smakuje doskonale.

Marcin Bielecki
W jednej z izb biblioteka – lektorium. Duży stół, krzesła, książki. Głównie literatura, powiedzmy, specjalistyczna (Jan Paweł II, Biblia, wywody teologiczne). Większa część, ale nie wszystkie. Znalazłem trochę poezji, aforyzmów. Sięgnąłem po Gomeza de la Serne: “Jestem bogaty dzięki temu wszystkiemu, czego nie mogę kupić” i “Nic nie dostrzegają ci, którzy mają ambicję pojąć wszystko”.

Małgorzata Zielińska
Jest tu również kaplica, w której odprawia się msze i znajduje się ikona. Obraz Matki Boskiej Jamneńskiej Nieustającej Nadziei namalowała Małgorzata Sokołowska i miała to być najpiękniejsza Madonna. Taka, żeby każdy, kto ją zobaczy, natychmiast się w Niej zakochał. I tak się stało. Papież dokonał koronacji obrazu 3 czerwca 1998 roku na Placu św. Piotra w Rzymie.

Marta Białek
Dom na Jamnej wykiełkował z ruin dawnej szkoły i na swój sposób pozostaje szkołą dla “bezdomnych” i tych, którzy domu szukają. W sali poświęconej pamięci poety Romana Brandstaettera wiszą obok siebie: krzyż prawosławny, gwiazda Dawida. Można usiąść na krzesłach podarowanych przez gminę protestancką i obejrzeć pas od afrykańskiego kacyka. To dowód, że do domu może przyjść każdy.

Justyna Misiurewicz
Ojciec, jeśli ma miejsce, przyjmie każdego, kto zastosuje się do panujących tu reguł, da wyżywienie i nocleg, ale wymagać będzie pracy.

Małgorzata Zielińska
“Jamna – mówi – to jest dom otwarty, wyrastający z polskiej kultury. Aby był domem, to trzeba wziąć udział w jego tworzeniu. Chcę, żeby wszyscy zostawili tu trochę mozołu, pracy, potu, samych siebie. Ja zapraszam ludzi do pracy… wychowanie przez zmywanie”.

Marta Białek
“Popychamy ludzi do roboty. Zostawiają wtedy cząstkę siebie. Dlatego czują, że to ich dom. Dlatego potem chcą wracać”. Praca jest na Jamnej codziennością. Najpierw trzeba wykarmić ludzi, którzy przyjeżdżają i nieważne, czy jest ich akurat kilkoro czy kilkuset. “Na początku nie podobało mi się, że muszę zmywać, łopatą machać – mówi Olek, który przyjeżdża tu od kilku lat. – Szybko wyjeżdżałem. A potem chciałem wracać, bo było tu coś, czego we mnie nie było”.

Justyna Misiurewicz
Jedna z dziewcząt powiedziała, że jest tu inna niż w domu, tu jest skupiona, ale jednocześnie aktywna. Pracują chętnie i to jest tajemnica porządku, jaki panuje w domu. Ojciec Góra mówi, że odkąd w Polsce rozpanoszyły się sekty, dla Kościoła stało się oczywiste, że coś trzeba zrobić, trzeba przeciwdziałać uwodzicielskim metodom sekt, które samotnym, młodym ludziom oferują najpierw ciepło, dom, miejsce na ziemi, a potem spokojnie piorą im mózgi. Jamna jest domem dla samotnych, załamanych, dla dzieci i młodzieży z biednych rodzin, które nie mają pieniędzy na wakacje, dla tych, którzy chcą spędzić czas w domu.

Michał Drzewiecki
Góra zakonnikiem został głównie dlatego, że, jak sam twierdzi, wśród zwykłych księży nie czuł więzi rodzinnej. Taką rodzinę i dom znalazł dopiero wśród dominikanów. Co za tym idzie, chce podarować część tej atmosfery ludziom świeckim. Chciałby, aby ludzie zbliżyli się do Boga nie poprzez indoktrynację, lecz poprzez pracę i wyciszenie z dala od kołowrotu codzienności.

Justyna Misiurewicz
Usiadł z nami do stołu i zapytał, czy są wśród nas ateiści, jacyś porządni niewierzący. Ton jego głosu był taki, jakby poszukiwał krewnych.
Góra, jakkolwiek stanowczy w swoich poglądach, nie jest nachalny. Dla niego dom katolicki znaczy tyle samo, co dom otwarty i tolerancyjny. “Bez niedowiarków jest nudno” – mówi.


PUSTELNIA

Marta Białek
Na Jamnej jest gwarno, słychać pieśni i śmiechy. Dzień upływa na pracy, modlitwie i nocnych dyskusjach. W “Regule życia na Jamnej” punkt szósty brzmi -“milczenie”. Milczenia tu się jednak nie dostaje. Milczenia trzeba szukać.
Jest takie miejsce dla tych, którzy, jak mówi Góra, “potrzebują intensywnej terapii” – pustelnia Marii Magdaleny. Kamieniem węgielnym pustelni jest skała z francuskiej pustelni patronki. By dojść do pustelni, trzeba przejść przez wiklinową bramę i skierować się w lewą stronę, tam, gdzie stoi pierwsza stacja krzyżowa. Stacje pną się do góry i z każdym krokiem Jamna staje się mniejsza. Z góry widać krzątających się po terenie osady ludzi. Pustelnia to niewielki, na ciemno bejcowany, drewniany budynek. W środku podłoga wyściełana gałęziami sosny, klęcznik, dzban z wodą, papier toaletowy, kilka świeczek i budzik. Cisza.
Na stole przy oknie leży gruby zeszyt. Ktoś napisał “Od początku czuję dziś coś w rodzaju ciszy”. To ciekawe. Co dzieje się u mnie?
Nic
COś
Zastygło świat
Przestał
Gonić.
Cisza. Jaka jest Jamna?
Jest światem jasnym, szukającym Boga, budującym się. Jest też światem podskórnych napięć. Tak jak szczyt góry jest granicą między tym, co ziemskie, a tym, co bliższe niebu, tak na Jamnej spotykają się odmienne siły: przeszłość i teraźniejszość, myśl i rzeczywistość, samotność i wspólnota. Może nic w tym dziwnego, skoro ojcem Jamnej jest Jan Góra, ziemski i zupełnie nieziemski człowiek.


25 TON MIEDZI NA DWUDZIESTOPIĘCIOLECIE KAPŁAŃSTWA

Marcin Bielecki
Siedzi oto teraz przed nami: ksiądz – gwiazdor (czego trzeba, żeby dostać samochód i tysiąc dolarów? – nazywać się Jan Góra), ksiądz – biznesmen (twórca i prezes holdingu duszpasterskiego – sic! – Hermanice-Jamna-Lednica) i ksiądz – cudotwórca (fakt, że to wszystko tu powstało, to cud i niezbity dowód interwencji Matki Boskiej). Ten betonowy gmach kościoła nakryty siedmioma tonami miedzi i kilka drewnianych chałup wokoło to dopiero początek. Dziś jest ośrodek duszpasterstwa młodzieży, ale kiedyś będzie tu miasto (dla ludzi dobrej woli). Lubomirscy, kiedy zaczynali budować Wiśnicz, mieli przynajmniej kościół, zamek i ratusz.

Justyna Misiurewicz
Szczególną opieką i błogosławieństwem darzy Ojca Górę Papież Jan Paweł II. Ojciec Góra nie tylko otrzymuje listy od Niego, ale Ojciec święty udzielił mu specjalnego błogosławieństwa, dał mu kamień węgielny pod kościół, przytulił, a nawet błogosławił z helikoptera podczas ostatniej wizyty. Ojciec Góra bardzo o to zabiegał i stał się cud – helikopter papieski zmienił trasę przelotu i zniżył się nad Jamną, Papież pochylił się nad tym miejscem.

Małgorzata Zielińska
Góra opowiada: “Zaraz na drugi dzień zaczęliśmy budowę kościoła. Pierwsza msza była odprawiona w dole na fundamenty”.
“Jeśli Papież – na prośbę takiego liniowego żołnierza jak ja – przyjeżdża tutaj, jeśli na moją prośbę koronuje obraz, jeśli pozwala sobie buty zdjąć i mówi: Ja tam przyjadę – to jest z nami. Jeżeli daje mi laskę, ornat, mitrę, daje paliusz, szkaplerz, chociaż niektórym to nie w smak. Wychodzę kiedyś od Papieża z kolejnym prezentem dla Jamnej, a papieski fotograf mówi: “I znowu wynosisz relikwie świętego”.

Justyna Misiurewicz
Ojciec twierdzi, że błogosławieństwo papieża zamienia się w gotówkę. Twierdzenie to jest elementem tzw. ekonomii wiary, którą propaguje.

Małgorzata Zielińska
Ojciec Góra mówi: “Jamna wyzwoliła we mnie największy charyzmat – żebractwo. Oczywiście zobaczyłem, że duszpasterstwo i sposób usługiwania ludziom trochę zależy od ekonomii. Żebractwo było sposobem szybkiej rozmowy z inteligentnymi ludźmi. Mówiło się – wy załatwicie sprawy materialne, ja załatwię za was sprawy duchowe i to była rozmowa z inteligentnymi ludźmi. A trzeba było załatwić sprawy materialne Jamnej. Uzależnijcie się od Boga – namawiałem sponsorów – uzależnijcie się od prawdy, to jedyny zdrowy nałóg”.

Justyna Misiurewicz
Zbudował tę osadę, ośrodek, kościół dzięki, jak mówi, pomocy Matki Bożej, błogosławieństwu naszego Papieża i nadzwyczajnej w dzisiejszym świecie hojności osób i firm. Materiały budowlane na kościół i budynki, wyposażenie wnętrz, sprzęty domowe, kominek, a nawet okna w domu św. Jacka pochodzą z darów. Wartość ich szacować można na setki tysięcy złotych – pozyskanych, a właściwie wyżebranych. Jak on to robi?
Góra, jako gość specjalny Międzynarodowych Targów Poznańskich, zwiedza je po dokładnym przestudiowaniu katalogu i zaprzyjaźnia się z firmami, które mogą mu pomóc budować i wyposażyć Jamną. Firmy konkurują ze sobą o to, która ma obdarować Ojca, której produkt jest lepszy. Ojciec wysłuchuje i… bierze od obu – z poznańską praktycznością, nic przecież nie może się zmarnować.

Małgorzata Zielińska
Na targach Ojciec Góra szuka przyjaciół, na przykład w sprawie kominka: “Ponieważ znam francuski, zaproponowałem szefowi francuskiej firmy, że urządzę jego firmie gratisową ekspozycję kominków w mojej posiadłości znajdującej się na Jamnej, w kulminacji Rożnowskiego Parku Krajobrazowego. Na co on spytał, czemu zwróciłem uwagę na jego wyroby. Odpowiedziałem, że dzięki zastosowaniu w jego kominkach pryzmatycznej szyby żaroodpornej następuje głęboka ekspozycja żaru do pomieszczenia (…). A ja właśnie pragnę tego dobrodziejstwa. Po tym wstępie wzruszony dyrektor stwierdził: Nikt jeszcze nie zwrócił uwagi na ten walor moich wyrobów. Kim pan jest? Księdzem – odpowiedziałem. Jakieś referencje? Proszę bardzo – Jan Paweł II. Francuz zaoferował mi dwa najnowocześniejsze kominki, jakie miał w Paryżu, ale wolałem te, które stały na targach, żeby się jeszcze nie rozmyślił. Zdziwił się: Ale z księdza Żyd – powiedział. Kiedy wracałem z ekspozycji, jakiś człowiek zapytał mnie, czy może pomóc, odpowiedziałem – Ależ oczywiście! I tak dostałem jeszcze traktor”.

Michał Drzewiecki
W swoim zachowaniu i podejściu do innych Góra nie przypomina zwykłego przedstawiciela instytucji, którą reprezentuje. Stwarza to jednak wokół niego wiele kontrowersji. Ludzie młodzi patrzą na jego zachowanie z przymrużeniem oka, starsi często nazywają go chamskim i bezczelnym.

Justyna Misiurewicz
Nam, studentom Szkoły Reportażu, powiedział żartem: “Biorę, darmo biorę i robię łaskę, że biorę”.
Pomyślałam: “Dość bezczelne, ale ważne jednak, na co i dlaczego bierze?”
“Niektórzy ludzie odbierają mnie powierzchownie – twierdzi Góra – że zależy mi tylko na cemencie, gwoździach, cegle. A inni widzą, że przecież ta sytuacja jest dla obu stron szansą na spotkanie. Najważniejsze, że się zaprzyjaźnimy. Oczywiście, że wszyscy ludzie będący ze mną wiedzą, że budowanie kościoła to jest tylko pretekst. To jest instrument do budowania Kościoła w sercach ludzi: to budowanie z cegły i cementu jest prymitywne w porównaniu z pragnieniem budowania świątyni w sercach młodzieży”.


TRZECI OJCIEC

Marta Białek
Tak jak na Jamną trzeba wejść, tak za Ojcem Górą trzeba pójść. Zewsząd dobiegają głosy: “Ojcze Janie, ojcze Janie, niech nas ojciec pobłogosławi, niech wyspowiada, a co ojciec o tym powie?”

Justyna Misiurewicz
Na co dzień ubiera się normalnie w domowy strój: jakieś sportowe spodnie, bluzę i czapkę, jaką nosi każdy człowiek w tych stronach. Przypomina Roberta de Niro, tylko trochę potężniejszej wagi. Ojciec Góra tłumaczył się, że ma za duży brzuch i pamięta o odchudzaniu, ale tylko wtedy, gdy nie je.

Marta Białek
Jakaś kobieta pisała do niego listy rozpoczynające się od słów: “Jan, Kardynał, Bóg, Rakieta..”. Góra śmieje się głośno i mówi dużo, gdy ktoś go nudzi – ziewa. Podczas pierwszego spotkania opowiada anegdoty, które zna już na pamięć. Dokładnie w tej samej formie znaleźć je można w jego książkach. Nie boi się ostrzejszych słów: “Jak się coś pieprzy, to się po prostu pieprzy”.

Małgorzata Zielińska
Zapytałam wprost: “Czy to przystoi używać na przykład słowa pieprzyć”. “To zależy – odpowiada – od poziomu zażyłości i na jakim poziomie co kto chce odbierać. Na jednym poziomie nie przystoi, a na drugim jest to konieczne. Dla pewnych osób jest to gorszące, a dla innych jest to budujące. Jeżeli ktoś ma Boga w sercu, to wszystko służy Bogu. A jeśli ktoś ma z tym trudności, to mu będzie przeszkadzało, że ksiądz użył niewłaściwej wody kolońskiej”.

Marta Białek
Młodzież ulega jego urokowi, temu, że wprost mówi o ważnych sprawach. Olek zwierza się, że na początku księdza nie lubił. Przeszkadzało mu to jego ciągłe gadanie o kasie. Dopiero teraz, gdy razem z dwójką przyjaciół zdecydował się złożyć kilkudniowe śluby Matce Boskiej, coś się zmieniło. “Uważałem cię za zwykłego gówniarza – powiedział mi Ojciec Góra. A ja księdza za gruboskórnego – opowiada Olek. – I przytuliliśmy się”.

Justyna Misiurewicz
Podszedł do mnie i miło przepytał. Ponieważ przyjechałam, żeby napisać o tym miejscu, natychmiast zapędził mnie do biblioteki, nie zważając na moją herbatę. Powiedział, żebym nie traciła czasu i kazał czytać opasłą dokumentację. Nie omieszkał dodać dość nieprzyjemnie, żebym jej nie zachlapała. Bez komentarza zaczęłam przeglądać te “klasery”. Zawierały między innymi listy od papieża, ale i wszelkie dokumenty dotyczące osady. Ważna część opisywała plany działań ośrodka – na przykład kulturalne – plenery plastyczne, imprezy teatralne, poetyckie… a nawet wystawienie opery i ambitne projekty zagospodarowania terenu, zorganizowania ogrodów, miniwytwórni spożywczej etc., etc.

Małgorzata Zielińska
Na określenie tego kipiącego pomysłami i energią człowieka znaleziono wiele słów: pisarz, kapłan i artysta, prowokator i ortodoks, żebrak i murator, Violetta Villas polskiego Kościoła… Czy któreś jest prawdziwe?

Justyna Misiurewicz
Zapytałam młodych ludzi, a może raczej gospodarzy tego domu, o Ojca Jana – kim dla nich jest. Padała zawsze ta sama odpowiedź: jest ojcem, jest kimś, kto najlepiej zastępuje im ojca, gdy przebywają z dala od swoich rodzin. Jest opiekuńczy, otwarty, wymaga, daje przykład. Rozmawiałam z dwoma dziewczynami, które siadły i specjalnie poświęciły mi czas, a obok nas krzątała się trzecia ze szczotą do zamiatania. W pewnym momencie przeprosiła, że przeszkadza, ale chciała mi powiedzieć tylko jedną ważną rzecz: ona nie miała ojca i praktycznie nie wiedziała, kto to jest ojciec. Odnalazła go dopiero w ojcu Janie, w jego opiekuńczości i autorytecie. Zapytałam ją, czy ojciec umarł, czy odszedł, bez słowa zaczęła dalej zamiatać. Inna osiemnastoletnia dziewczyna stwierdziła: “Ojciec Jan jest dla mnie przede wszystkim ojcem w tym jak najgłębszym znaczeniu. Wytłumaczył mi, jakie jest powołanie kobiety, a jakie mężczyzny. Dzięki temu odkryłam swoją podstawową tożsamość kobiety. Wcześniej nie bardzo to rozumiałam, bo nie miałam przykładu w domu. Wychowuje mnie od ponad półtora roku. Bardzo wiele wymaga. Wymaga twórczości, myślenia, poziomu, rozwoju i czysto technicznego i organizacyjnego rozeznania. Wyznacza obowiązki, ma zaufanie i to chyba najbardziej mnie rozwija i trzyma przy nim. Ale jest też moją drogą do Pana Boga. Sprawia, że się nie cofam i nie zatrzymuję w drodze do Niego. Ma ogromnie ważną misję – zbliżać do Boga. Ma charyzmat. Ale stawia też wymagania, więc niektórzy się do niego zrażają”.

Michał Drzewiecki
“Jest jak trzeci ojciec” – mówią o nim studenci. Drugim jest oczywiście Bóg.
Ojciec jest dużo wrażliwszy niż wygląda. Myśli i wiary szuka w czynie, ale wielu ludzi tego nie rozumie i zarzuca mu materializm. Zarzut najbardziej niesprawiedliwy na świecie.

Justyna Misiurewicz
Pomyślałam: “Ja też czuję, że ojciec jest wrażliwszy niż wygląda. Spytałam go o cenę tego wszystkiego, o trudności. Powiedział, że wielokrotnie brakowało mu na wypłaty, modlił się wtedy i zawsze, choć często w ostatniej chwili, pieniądze się znajdowały. To był wynik cudownej opieki Matki Boskiej. Pytałam dalej o jego osobiste cierpienie. Wydawało mi się, że posmutniał; powiedział tylko, że płaci swoim zdrowiem”.

Marta Białek
Ten sukces ma swoje dno i cierpienie. Amatorzy żyją tak, jak chcą, zawodowcy tak, jak powinni.

Marcin Bielecki
Ojciec Góra, jeśli porozmawiać z nim bez audytorium, nie jest ani gwiazdorem, ani biznesmenem, ani cudotwórcą. Jest… człowiekiem (tegom się najmniej spodziewał). A więc ksiądz-człowiek służy swemu Bogu. Służy Mu i walczy (jak każdy) ze swym demonem. Z samotnością. A Jamna jest właśnie dla tych, których ten demon doświadczył.
Po co więc ci doświadczeni tu przyjeżdżają?
“Po sens. Żeby znaleźć sens tego, co robią. Po nadzieję. Żeby odkryli, że Bóg ich kocha. Żeby poznali miłość Boga, jeśli nie było im dane poznać miłości rodziców. Żeby znaleźć swój własny kierunek zmierzania ku Bogu. Próbuję tylko uszanować tę indywidualną drogę. Nikogo nie nawracam..”.
Po co wiec przyjeżdżają?
Agnieszka siedzi zawinięta w śpiwór na niedogrzanym strychu-sypialni. Ma łagodny głos, dziewiętnaście lat i spojrzenie, od którego ciężko się oderwać. Przyjechała, żeby “się odchamić i skorzystać z okolicy”, oderwać się od ludzi przeciętnych (człowiek przeciętny to pesymista, materialista, po trzykroć egoista i do tego leniwy). I co? ,,I nic. Rozczarowanie. Nie wrócę tu więcej”.
Tak więc Agnieszka tu nie wróci. Ale Agnieszka jest wyjątkiem. Większość jednak coś tu dla siebie znajduje – nawet ci, którzy nie wiedzą, że w ogóle szukają.

Marta Białek
Dla niektórych Jamna jest tylko przystankiem, inni zostają. Monika, Iwona, wcześniej Kamila i Bartek zrośli się z Jamną na dłuższy czas. Monika ma dwadzieścia pięć lat, studiuje filozofię w Poznaniu, znalazła się tu, kiedy wszystko się na Jamnej dopiero zaczynało. Opowiada, jak było ciężko i zimno, jak wszyscy myli się w jednej misce wody.
Została, bo czuła, “że robi to dla siebie, że się sama ze sobą układa – jak mówi – w sobie zamieszkuje”. Wierzy głęboko w sens Jamnej, w ideę wspólnoty i pracy. “Tylko tak można zbudować dom” – twierdzi.

Małgorzata Zielińska
Ojciec o Iwonie: “Wysłałem ją na pocztę z listem poleconym, a ona nie wiedziała nawet, że trzeba przynieść pokwitowanie, a teraz prowadzi całą naszą gospodarkę”. Tymczasem Monika zamawia w hurtowni tony artykułów, pamiętając o cenach, negocjuje transport. Monika przygotowuje się do pracy magisterskiej właśnie tu, pilnując dobytku. Iwona jest z Poznania, nie ma pracy, więc jest tu i pomaga. Paweł zajmuje się mediami. Większości spraw ośrodka pilnują młodzi pomocnicy. Ojciec Góra wyznaje zasadę, że im bardziej kocha swoich pomagierów, tym więcej im przydaje obowiązków. Faktem jest, że pobił rekord tasiemcowych telenowel; w ciągu godziny wyznawał uczucie wszystkim przechodzącym domownikom. Czasem okazuje to bardzo żywiołowo, jak mówi jedna z pupilek Ojca “Moja mama chciała mnie wykluczyć z duszpasterstwa, bo widziała jak ksiądz krzyczy”.

Marta Białek
Monika zamyśla się i opowiada historię wiklinowej bramy, przez którą można wejść na teren jamneńskiej osady. Podarował ją Jamnej artysta Jędrzej Stempak. Co roku na wiosnę z wiklinowej bramy wyrastają świeże pędy. Dzieciaki, które są akurat na Jamnej, muszą nauczyć się je przycinać, inaczej brama straciłaby swój kształt. Na Jamnej, tak jak w domu, nikt nigdy nie mówi, co trzeba dokładnie zrobić. “Po prostu trzeba się rozglądać” – mówi Renata. Różne są drogi dochodzenia do Boga. Ojciec Jan zapytany o to, jak Boga szukać, mówi: -“Istnienia Boga się nie udawadnia, Bóg jest między nami”. “Bycie razem jest taką foremką” – opowiada Monika. Na Jamnej jest się bardzo blisko siebie. Domy dzielą się na takie, w których śpią dziewczyny i takie, gdzie śpią chłopcy. Na podłodze leżą materace, koce, śpiwory. Zimą najlepiej spać blisko siebie. Wtedy jest cieplej.
Na Jamnej rodzą się przyjaźnie i miłości. Pod wielkim dębem na jamneńskich polach Ojciec Góra udzielił już trzech ślubów. Niedługo pewnie pierwsze dzieci zostaną ochrzczone w jamneńskim kościele. Granica między wspólnotą a tłumem jest jednak wąska, przyznaje Ojciec Jan. W Sylwestra tego roku bawiło się na Jamnej 400 osób. Ludzi będzie coraz więcej. Pomysłem na rozwiązanie tej sytuacji jest idea “wspólnoty świeckich”. W każdym z domów mieszkałaby mała wspólnota, razem tworzyłyby całość.

Michał Drzewiecki
Rytm dnia wyznaczają nabożeństwa. Poranne i wieczorne. Uczestnictwo w nich jest raczej bardzo mile widziane niż obowiązkowe, mimo to kaplica zawsze się wypełnia. “Jeśli ktoś jest wierzący, niepraktykujący, albo kompletnym ateistą, to niech chociaż raz będzie niewierzącym, lecz praktykującym” – mówi Góra, zachęcając do udziału we mszy. Nie zależy mu na wprowadzaniu żelaznej, zakonnej dyscypliny. Goście mogą siedzieć wieczorem w świetlicy jak długo chcą, piwa także można się napić, byle w umiarkowanych ilościach. “Ja tylko uważam, że człowiek jak się rano budzi, to powinien chociaż się przeżegnać, pomodlić chwilę, tak po prostu, żeby odróżnić głowę od tyłka” – twierdzi.

Małgorzata Zielińska
“Zakon pokazał mi, że można zrobić bardzo dużo – mówi Góra. – Zakon nauczył mnie organizować czas. Zakon nauczył mnie techniki i metodologii twórczości. Przedtem czekałem na natchnienie, marnując czas, a teraz wiem, że nie można czekać, że trzeba brać się do roboty, a potem w chwilach natchnienia korygować pracę. Wiem, czego chcę i to jest mój największy atut. To jest motywacja i uzasadnienie tego wszystkiego, co chcę robić, służyć Bogu i ludziom. W wizji ja się nie czepiam szczegółów i staram się nie robić problemów z rzeczy małych. Najważniejsza jest wizja i otwarcie na Boga, wszystko inne jest mniej ważne. Jamna ma ich zafascynować, porwać i natchnąć do tego, żeby rozpoczęli swoją drogę i przygodę z Bogiem i dla Boga. Jamna ma ich zarazić entuzjazmem.
Chciałbym, żeby to było miasto Boże. Miasto Matki Bożej. Ja nie zastąpię ich domów, ich nauczycieli, ich duszpasterzy, ich własnych decyzji. Ja mogę im dać tylko to, co mogę. Chciałbym im dać drożdże, instrument, narzędzie pracy. Sposób na życie i sens życia. Amen”.

Marta Białek
Więc po co te anegdoty, żarty, “młodzieżowy język”, dbałość o formę, zdobywanie serc młodych. W odpowiedzi pojawia się jedno właściwie słowo — czytelność. Według Moniki Ojciec wyraża się w sposób czytelny i jasny, a zarazem niekonwencjonalny. Każdy powinien móc przeczytać jego gest, myśli, ideę.
Monika mówi, że osobowość Jana to jedno, a praca nad sobą to drugie. “On się tego wszystkiego uczył” – szepce. Ktoś powiedział jej, że Ojciec Góra kiedyś seplenił i uczył się mówić. Może to prawda, zastanawia się Monika. Sama ma problemy z wymową. Ojciec o tym wie, zadaje jej ćwiczenia na dykcję i każe codziennie głośno czytać.
Po co to wszystko? Jak na to pytanie odpowie sam Góra? Czy ma już gotową odpowiedź, przygotowaną zawczasu anegdotę? Ojciec siedzi w swoim pokoju na wysokim, drewnianym krześle okrytym futrem, niczym na tronie. Ten, kto pyta, siedzi dużo niżej, tuż u jego stóp, na małym drewnianym stołeczku. Ojciec ma lekko przymknięte oczy, założone ręce. Zapytany, lekko wzrusza ramionami i zdradza tajemnicę, jakby mówił o najbardziej oczywistej rzeczy na świecie. “Różne są drogi do Boga – mówi – różne przynęty”. Nachyla się lekko: “Ja sam jestem przynętą”.