Tak, był to najbiedniejszy, ale jednocześnie najszczęśliwszy człowiek, jakiego spotkałem w życiu. Zmarł na początku tego roku. Był legendą Jamnej i okolic. Miał wiele zawodów. Nikt nie wie, gdzie się uczył i co studiował. Ale był mędrcem i prorokiem. Filozofem, lekarzem wojskowym, przyrodnikiem i zdobywcą. Zielarzem i różdżkarzem. Mieszkał w walącym się domu na Jamnej, w naszym najbliższym sąsiedztwie. 0 tym, że żyje, wnioskowaliśmy po dymie wychodzącym z komina. Jak zapalił w piecu, to znaczyło, że żyje. Koło południa wychodził i szedł po wodę albo po chrust do lasu. Nam wydawało się, że będzie żył wiecznie, taki był uwędzony Najbardziej lubię jego opowieści o dawnych czasach. To nic, że nie były to tak odległe czasy, ani tak dawni ludzie. W jego ustach wszystko było bardzo dawno. Jakby na samym początku świata. Kostek umiał w wielu językach po kilka słów i już wydawało mu się, że potrafi się w każdym języku dogadać. Jak wziął instrument do ręki, to mówił, że zagra. I grał, choć to do niczego nie było podobne. Jeśli ktoś był na Jamnej, a Kostka nie widział, to tak jakby tam w ogó1e nie był. Z ust do ust przekazywano sobie Kostkowe anegdoty, z których sporo jest niecenzuralnych. Lubił grube dowcipy, im grubsze tym lepsze. Najzabawniejszy był w rozmowie z arcybiskupem Życińskim, kiedy ten, jeszcze jako biskup tarnowski, odwiedził nas na Jamnej. Zaszliśmy do chaty Kostka. Izbę oświetlała goła żarówka na drucie. Był ostatni dzień starego roku. Kostek zagadnął: „Czy wy wicie, że to? Ano tak. Tak było. u nas, na Jamnej, narodził się Pon Jezus.

No, bo, wicie, Jamna nazywała się wtedy Betlejem. Paleśnica Palestyną a Dunajec Jordanem. A palecki sołtys Herodem. To było tutaj, u nas”. Biskup zaskoczony spojrzał na Kostka, jakby po raz pierwszy usłyszał Dobrą Nowinę. Z natury wymowny, zaniemówił. A Kostek skomentował: „Jakoś mi się widzi, żeście mało władni. Musimy czekać na Ojca Świętego”.

Zawsze przystępował do Komunii Św., ale do spowiedzi nie chodził, bo mówił, że nic ma grzechów Na pytanie, czy jest szczęśliwym człowiekiem, bezradnie rozkładał ręce: „No jo nie wim. Przecież skąd jo mom wiedzieć? Jo bym tak rozumiał, bo skoro jo nikomu nic nie winien, to, co jo mogę mieć, jakieś złe drogi… No to o to chodzi”.