Od dwóch lat zapraszaliśmy na Jamną ojca Krzysztofa Schönborna, kardynała i arcybiskupa Wiednia. Wiedeń to stolica dawnej Galicji, na której terenie leżała Jamna. Jego duszpasterz jest człowiekiem otwartym. Współredagował Katechizm Kościoła Katolickiego, jest profesorem teologii, a przede wszystkim naszym współbratem.

W ubiegłym roku nie mógł przyjechać, ale ponowiwszy zaproszenie, doczekaliśmy się jego przybycia we Wniebowzięcie Matki Bożej.

Przyjechał skromnie. Wysiadłszy przed nowym kościołem, pieszo, wraz z księdzem biskupem Wiktorem Skworcem, przybyli do domu św. Jacka. Orkiestra z Filipowic rżnęła marsza. Przed domem zgromadzili się tłumnie miejscowi i przyjezdni goście. Po upalnym dniu łagodnie zachodziło słońce. Przed domem ustawiła się procesja. Po chwili, ubrawszy się w szaty, ruszyliśmy w drogę ku kościołowi. Orkiestra grała pieśni maryjne. Nastrój był podniosły. Szerokim gestem gospodarza pokazywałem nasze tereny, piękno okolicy, tłumy młodzieży.

Kardynał, idąc na szczyt wzgórza, kłaniał się ludziom i ich błogosławił. Dostrzegł nawet naszego osła Janusza Pankracego, doktora humoris causa ubranego odświętnie i biorącego udział w procesji.

Ku naszemu zdziwieniu biskup Krzysztof rozpoczął Mszę świętą po polsku i utrzymał się w polskiej tonacji aż do końca. Jego polski miał czeskie zabarwienie. Ojciec Tomasz szepnął mi, iż bierze się to stąd, że kardynał urodził się w Czechach. Jako maleńkie dziecko został wygnany z matką ze swojej ojczyzny. Podziwiałem odwagę wychodzenia naprzeciw. To baczny obserwator. Patrzył ludziom w oczy.

Kazanie kardynała było prawdziwą bombą. Mówił o wolności, którą ma Europa, a teraz także i Polska. Przypomniał podstawowy problem, co teraz z tą wolnością zrobimy. Wskazał na Maryję, która Bogu odpowiedziała “tak”, stając się służebnicą Pańską. Zabrzmiało to świeżo i zawstydzająco. Jak to, my nie wiemy, co zrobić z naszą wolnością? A Maryja wiedziała? Wszyscy byliśmy poruszeni.

Zobaczyłem w nim wielkiego ptaka, który czuje w dole przestrzeń. Dużą ma w sobie przestrzeń. Mógłby zostać papieżem.

Mówił ciepło o ludowym polskim Kościele. Dostrzegał jego siłę. W rozmowach zwracał uwagę, abyśmy wchodząc do Unii Europejskiej, nie zatarli swojej chrześcijańskiej tożsamości. “Europa Zachodnia oczekuje tego od was”. Brzmiało to tak dziwnie w ustach intelektualisty i profesora.

Potem był koncert w naszym jamneńskim amfiteatrze. Gwiazdy Opery Poznańskiej z Bogdanem Paprockim na czele zaśpiewały dla nas najpiękniejsze fragmenty opery narodoweji pieśni. Zmęczony i spocony kardynał przebrał się w dominikański habit. Przyznając się publicznie do naszej dominikańskiej rodziny, zrobił nam ogromną przyjemność.

W Dolinie Ciężkowickiej zaczęło się ściemniać. Wokół przywiezionego specjalnie z Krakowa fortepianu kołem stanęli chłopcy z pochodniami. W czasie śpiewu najpiękniejsze dziewczęta przeszły wśród słuchaczy z kapeluszami, zbierając datki na powodzian. Uzbieraliśmy ponad 2,5 tys. zł, które natychmiast przekazaliśmy wójtowi gminy Zakliczyn, panu Kazimierzowi Kormanowi. W takim amfiteatrze wspaniale wypadłaby Halka Moniuszki, którą zamierzaliśmy tego dnia wystawić. Wszystko było przygotowane. Odwołaliśmy jednak spektakl. Szkoda, że zabrakło odwagi, a może i dobrze, bo zbyt wysokie koszty realizacji przedstawienia urągałyby katastrofie powodzi, która nawiedziła okoliczne tereny.

Tuż po koncercie na łące przed domem wszyscy ustawili się do poloneza. W pierwszej parze pan rektor z małżonką, potem starsi, wreszcie młodzież. Ktoś rzucił hasło: niech kardynał poprowadzi poloneza, to w polskiej tradycji. Joanna, nasza nadworna tłumaczka, wyjaśniła kardynałowi, że w polskiej tradycji ten wspaniały i dostojny chodzony taniec prowadzony bywał przez biskupów, jako najdostojniejszych. Kardynałowi księciu dwa razy nie trzeba było powtarzać. Nie bał się nadszarpnięcia godności. Ruszył w pierwszej parze, a za nim kilkaset osób. Widać, że kardynał poruszać się potrafi. Nie tylko liturgiczne ruchy są mu znane. Byliśmy wzruszeni, że nasza propozycja została przyjęta w tak szczery i piękny sposób.

Potem w pośpiechu zjedliśmy kolację i nastąpił wyjazd do Tarnowa.

Wyjeżdżając, ojciec Krzysztof, czyli kardynał Schönborn, powiedział: “Wpadnijcie do biskupa. Zostawię wam małą kopertę na rozwój waszej Jamnej”. Po chwili dodał: “Dziękuję Ci za zaproszenie, za ten akord z trzech dźwięków, przy ołtarzu liturgię, na zboczu wzgórza koncert i szczególnie za poloneza, którego mogłem z wami zatańczyć. W kościele modliliśmy się wspólnie, w czasie koncertu mogłem słuchać waszej muzyki, a w czasie poloneza mogłem wam wszystkim spojrzeć w oczy”.

JAN GÓRA