Najważniejszy jest osioł !
Nie wiem skąd przyszedł pomysł, że na Jamnej powinien być osioł. Zadzwoniłem do pana Kocięckiego, ojca znanych mi z duszpasterstwa Jarka i Marka, który przez całe lata pracował w zoo, ażeby się rozejrzał za osiołkiem. Oczywiście, to – jak wszystko, na Jamnej – było sprawą przypadku. Bo akurat taki osiołek, w zoo był. Samiec, jednoroczny, nieużyteczny w hodowli, w sam raz do wydania. Na imię miał Januszek na cześć pana Janusza Kocięckiego, który pracując w zoo, zbierał osiołki i szczególnie je pielęgnował. Doszło do spotkania z dyrektorem zoo. Od razu zrozumiał i chciał nam pomóc. Miał tylko obiekcje, czy w obecnej sytuacji politycznej kiedy narasta sztucznie podsycany antyklerykalizm, kiedy każda bezinteresowna pomoc udzielona Kościołowi traktowana jest podejrzliwie – można przekazać osiołka bezpłatnie. Czy postkomunistyczna rada pracownicza nie zbuntuje się i nie zaprotestuje…

– Panie dyrektorze, dobrze, ja zapłacę za osiołka nawet dwa razy tyle, ile trzeba, tylko czy dyrektor poznańskiego zoo może duszpasterzowi akademickiemu, pracującemu społecznie i charytatywnie, osła sprzedać? Jak by to wyglądało, co by ludzie powiedzieli? Przecież 1udzie by się z nas obu śmiali. Pan dyrektor oficjalnie przed kamerami telewizji osła mi daruje, a później ja zwrócę pieniądze. – Ale mnie ojciec zażył powiedział dyrektor.
Chociażbym miał zapłacić z własnej kieszeni, to jakem poznaniak, tego osła ojciec dostanie… Więcej już nie rozmawialiśmy o pieniądzach.
Tak zaczęła się historia osła Janusza Pankracego Jamnenskiego…
Na razie wzięła go do siebie pani Joanna zawiadująca w ZOO stajniami…
– Osiołka trzeba ułożyć „pod wierzch”, „do ciągnięcia” i „do chodzenia przy boku”. To trochę potrwa, proszę ojca…

Osiołka w ZOO odwiedzała młodzież. Za możliwość pogłaskania dostawał marchewkę, jabłka. Później zabierany bywał na spacery. Szczegó1nie lubił te w towarzystwie dziewcząt… Wokół osła narastała legenda. Duszpasterstwo akademickie ma osiołka, słyszeliście ludzie…
Wreszcie jeden z profesorów powiada, nie można zabierać osła z Poznania tak sobie. Trzeba zrobić uroczystość i nadać osłu tytuł doktora. Pomysł pobudził nas wszystkich ogromnie. Doktorat honorowy dla Janusza… Zaczęliśmy poszukiwać promotora.
Prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Poznaniu, pan Sergiusz Sterna-Wachowiak zgodził się w imieniu Stowarzyszenia nadać naszemu osłu tytuł doktora humoris causa i wygłosić stosowne laudacje. Uroczystość odbyła się na dziedzińcu naszego kościoła akademickiego i była transmitowana przez trzy stacje telewizyjne…
Tak oto Janusz Pankracy z Jamnej ganussius Pancratius Jamnensisi – osioł tequus asinus) – urodzony 29. 5. 1991 w poznańskim ZOO z ojca Filozofa tfilius filosophij i matki bezimiennej ciemnej klaczy tmater sine nominel z wyuczonym zawodem: umiejętnością bycia do towarzystwa człowieka i rozmów filozoficznych tcomes philosophus) oraz wysoko wykwalifikowana pomoc domowa tin domo sua administeri – otrzymać tytuł doktora humoris causa w Poznaniu dnia 6 czerwca 1993 roku.
Uzasadnienie: Zważywszy na kulturotwórczą rolę osła w filozofii i literaturze oraz w uznaniu wybitnych osiągnięć indywidualnych, przekraczających przyrodzone siły natury oślej, oraz zasług na polu zbliżania do siebie ludzi i zwierząt, po złożeniu przepisanych egzaminów oraz po zasięgnięciu opinii stosownych Środowisk, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich w Poznaniu postanowiło nadać tytuł doktora humoris causa Januszowi Pankracemu z Jamnej.

Program uroczystości był następujący.

1) przywitanie laureata i gości hejnałem Poznania
2) Gaudeamus igitur
3) powitania i podziękowania
4) laudacja I – „Rola osła w literaturze” – prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich pan Sergiusz Sterna-Wachowiak
5) laudacja II – „Rola osła w filozofii” – pan prof. Krzysztof Wieczorek
6) odczytanie dyplomu i uroczysta promocja doktorska poprzez musicie mózgu laureata żabotem doktora honoris causa multiplex o. prof. dra Innocentego Bocheńskiego z Fryburga w Szwajcarii
7) wiersze okolicznościowe Andrzeja Ogrodowczyka, Romana Bąka i Tadeusza Żukowskiego
8) Oda do osła Jacka Kowalskiego
9) Pożegnanie laureata i gości hejnałem z wieży mariackiej z Krakowa przed wyruszeniem w drogę z Wielkopolski do Małopolski.

W czasie uroczystości laureat kwestował na swój bilet na Jamna… Nazajutrz skoro świt wyjechał z Poznania na dobre…

Uroczystość doktoratu osła Janusza Pankracego Jamnenskiego wzbudziła niemałe kontrowersje u nas, na miejscu w Poznaniu. Niektórzy naukowcy cieszyli się serdecznie i szczerze, inni zachowywali się z rezerwą, jeszcze inni gratulowali pomysłu, upatrując w nim ucieczkę i deskę ratunku na nadchodzące czasy. Niektórzy mieli wątpliwości, czy doktoryzowanie osła nie osłabi i nadweręży ich naukowego prestiżu i nie zbezcześci ich życiowego dorobku. Była to, bowiem galicyjska impreza w poważnym Poznaniu. Gdybyż to było w Krakowie! Można tylko zamarzyć. Na uroczystość przybyłby cały Kraków. Rynek krakowski byłby pełen ludzi. Tymczasem myśmy w Poznaniu zmieścili się wszyscy na dziedzińcu.

***

I oto jesteśmy w Rzymie. Za chwilę idziemy do Papieża na kolację. Jest nas z klasztoru poznańskiego pięciu. Józef i Marcin z okazji swojego 25-1ecia kapłaństwa. Reszta to przeor Tadeusz i my z Andrzejem. – Słuchajcie – mówię, musi się znaleźć czas, by porozmawiać z Ojcem Świętym o Jamnej. Miejcie litość i nie zarzucajcie Ojca Świętego błahymi tematami. A zatem ani o ludzkości, ani o narodzie, ani o Kościele, tylko o Jamnej…
Idziemy podnieceni. Schody kró1ewskie, dziedziniec Świętego Damazego i windą do góry. Tę drogę mam już opanowaną. Czekamy w salonie. Po chwili nadchodzi sam Ojciec Święty i zaprasza do jadalni. Siadamy. Siostra podaje do stołu. Ojciec Święty pozwala mówić…
– No, bo ludzkość zsuwa się po równi pochyłej – zaczyna jeden z braci… Papież kiwa głową.
No, bo naród nasz pije wódkę i być może wybierze komunistów, nie jest dobrze… po tysiącu latach chrześcijaństwa, po upokorzeniach rządów komunistycznych… Papież kiwa głową.
– No bo… w kraju antyklerykalizm sterowany, duże zagrożenie dla chrześcijańskich wartości… Mamy problemy z wydawaniem naszego pisma… Papież kiwa głową. Nie wytrzymałem.
– Ojcze Święty. osioł…
– Proszę? – Papież jakby nie dosłyszał…
– Osioł, zwykły osioł, proszę Jego Świątobliwości.

Otóż nabyliśmy, dostaliśmy osła na Jamną, będzie ciągnął bryczkę, takie nasze jamnenskie papamobile, to jak Ojciec Święty przyjedzie na Jamna…

– Opowiadaj, więc o ośle…
– No cóż, ostatnio poczynił wielkie postępy. Otrzymał doktorat humoris causa od poznańskich pisarzy…Papież się śmieje. – To wielkie wydarzenie, epokowe…
Kolacja dobiega końca. Idziemy jeszcze do kaplicy na wspólną modlitwę z Papieżem. Litania do Serca Pana Jezusa…Pożegnanie. Prosimy o błogosławieństwo…
– To, jeśli dobrze zrozumiałem, to najważniejszy obecnie dla sprawy Kościoła w Polsce i na Świecie jest ten wasz, ten nasz osioł…

Przypadłem do stóp Ojca Świętego. Tak, wspaniale, Ojciec Święty dobrze, doskonale zrozumiał. Najważniejszy, jest osioł…
Wychodząc szczęśliwi z Pałacu Apostolskiego nie przewidywaliśmy jeszcze, jak prorocze słowa wypowiedział do nas Papież. Niejeden raz, w trudnych sytuacjach międzynarodowych, a szczegó1nie narodowych i naszych własnych, przyszło nam do siebie samych mówić: – Tak, tak, najważniejszy jest osioł…
Wychodzących zatrzymał jeszcze ksiądz Stanisław, poczekajcie jeszcze ojcowie, musicie przecież coś zabrać od Ojca Świętego na Jamną. I tak dostaliśmy piękny świecznik z kości słoniowej z koralowymi guzami, ornat z kilkoma stułami w kolorach liturgicznych i dużo, duszo różańców. – To dla mieszkanc6w Jamnej od Ojca Świętego – powiedział żegnając się z nami ksiądz Stanisław.
Wróciliśmy do klasztoru, przywożąc z drogi jakieś skromne grosze. Zgodnie z umową~, miały one być podzielone na połowę. Jedna część miała być przeznaczona na remont wieży (oczko w głowie naszego przeora), druga na Jamną, na remont domu. Nie było tego wiele, ale było… Przeor lojalnie, zgodnie z wcześniejszą umowę kazał mi te pieniądze wziąć, ale ja, nie chcąc być chytrym i zaborczym, opóźniałem się. Zniecierpliwiony trochę na wyrost przekazał pieniądze jamnenskie ekonomowi naszego klasztoru, który, będąc w długach, pochłonęła je od razu.

Kiedy poszedłem się upomnieć, nasz ekonom rozłożył ręce i roześmiał się szczerze.
– Cóż, takie czasy, wracamy do ewangelii, życie coraz droższe, społeczeństwo ubożeje, a Jamna nie jest koniecznością życiową… Wyszedłem, mając się z pyszna. Idąc skarżyłem się Panu Jezusowi, że najpierw mi daje, a później odbiera, że przecież ja również prowadzę Jego własne dzieło i potrzebuję pieniędzy..

W trzy godziny później telefon.

– Poznaje mnie ojciec… Co tam słychać? Uszami mej duszy słyszałem, że ojciec mnie potrzebuje i przyzywa gwałtownie… No, ile ojciec potrzebuje na dzisiaj?
– No, tak pięćdziesiąt to bym potrzebował…

– No to weź zapis swój, człowieku, i napisz osiemdziesiąt… Możesz je odebrać już jutro u tego a tego… A było to równo dziesięć razy więcej niż przed trzema godzinami straciłem, godząc się na stratę. Poszedłem do przeora. Widzisz, mówił, tylko tak dalej. Straciwszy z powodu Jamnej osiem milionów, przed chwil~ otrzymałem osiemdziesiąt… Oczywiście, że jest to niewiele, jeśli chodzi o remont wieży, ale jest to sporo, jeśli chodzi o Jamną…

– Daj na wieżę te swoje osiemdziesiąt, to za trzy godziny dostaniesz osiemset… – próbował żartować przeor.
– Stary, przestań, nie kuś Pana Boga…
Historia tych pieniędzy to cały splot osób i ich powiązań sprzed wielu, wielu lat.

Fragment książki pt. Pijani Bogiem, Jan Góra OP, Poznań 2001 r.