W drodze 10/2000

Gdy jedni jeżdżą w góry, inni nad morze, jeszcze inni wygrzewają swoje cielska nad brzegami oceanów w gorących piaskach, ja od kilku już lat regularnie jeżdżę na Jamną. W ciągu ostatniego roku Matka Boża wybudowała tam kościół. Nie ja wybudowałem, nie ludzie, ale Matka Boża, bo wybudowanie kościoła na skale w ciągu kilkunastu miesięcy jest oczywistym cudem. Podczas budowy kościoła na Jamnej, cały czas jestem świadom tego, że nie tyle chodzi o wybudowanie obiektu, ile o budowanie Kościoła w sercach i duszach ludzi. Co z tego, że powstanie budowla, kiedy w niej nie będzie ani Boga, ani ludzi. A ludzie są najważniejsi. Niektórzy miejscowi, patrząc na błyskawicznie powstający budynek, mruczą pod nosem: ? ?Ten to ma kasę?. Inni poprawiają ? ?Jaką kasę, skąd by tyle nabrał??. Ci miejscowi mądrzejsi tłumaczą: ?Jakby nie miał, to by nie budował?. Taka ich ostateczna mądrość. Tymczasem winienem wyjawić całą prawdę. Otóż pieniędzy to ja nie mam. Ale mam coś o wiele bardziej wartościowego. Mam ludzi, którzy gdy się do nich zwrócę, to mnie nie zostawią samego. A właściwie, to czy ja naprawdę mam ludzi? Muszę ich każdego dnia zdobywać na nowo, żebrać o nich, dopieszczać, przepraszać za swoje niefortunne zachowania i słowa, pominięcia, niedopodziękowania. Właśnie teraz z tego powodu jestem rozbity. I wspominam swoje najsmutniejsze i najtrudniejsze wakacje. Przede wszystkim muszę się za nich wszystkich żarliwie modlić. I o swoją umiejętność obcowania z nimi wszystkimi.

Teraz zaczynam modlić się za ludzi i kapłanów, którzy w najbliższej przyszłości wypełnią i nawiedzą, ubogacą modlitwą i sobą miejsca, w których działam: Poznań, Jamną, Lednicę, Hermanice…
Ratuję się modlitwą i czytelnymi znakami. Bo któż mnie przekona, że nie jest znakiem Bożym to, że 17 sierpnia w samo południe, czyli punktualnie o godzinie 12, blacharze i cieśle wciągnęli na szczyt jamneńskiego kościoła potężny krzyż z nierdzewnej stali? 17 sierpnia to święto Jacka Odrowąża, pierwszego dominikanina Polaka, święto naszego jamneńskiego domu. I dlaczego nie za piętnaście dwunasta albo nie piętnaście po dwunastej, ale o samej dwunastej w południe stanął krzyż nad jamneńską okolicą? Co to znaczy dla mnie ? bo dla tych, którzy go tam wciągali i montowali za pieniądze, znaczy zapewne coś innego?

* * *

Wróciwszy z wakacji bardziej zmęczony niż przed wyjazdem, przypomniałem sobie dzień, w którym witałem na progu klasztornym nowych braci. Próbując zarazić ich entuzjazmem, który sam musiałem z siebie wykrzesać, myślałem, co z nich wyrośnie? Ilu będzie chciało mi pomagać? Który z nich mnie zastąpi? Czy któryś z nich zechce w przyszłości pociągnąć dzieło, dla którego teraz się spalam? Będzie tak tylko wtedy, kiedy okaże się, że spalałem się dla Chrystusa w ogniu Jego miłości.